Mariusz Pisarski

"Blok" Sławomira Shutego - raport z reedycji

Powrót z klasą

Lekki, odświeżony, responsywny – “Blok” Sławomira Shutego powraca na serwery! Opublikowana w 2003 roku przez Ha!art powieść hipertekstowa była przez lata najpopularniejszą pozycją pierwszej generacji polskiej e-literatury. Złożył się na to atrakcyjny temat, perypetie mieszkańców nowohuckiego bloku z najntisami w tle; trafiające w dziesiątkę rysunki Marcina Maciejewskiego; pikantny realizm sąsiedzkich mikronarracji; przekorne i „niepoprawne” linkowanie segmentów, określone później jako „pętle Shutego” oraz humorystyczne, odautorskie komentarze w dymkach nad tekstem.

Pod względem technicznym “Blok” był typowym produktem web 1.0 przełomu wieków. Zamieszczona w tabelach treść poprzedzona była długimi linijkami JavaScriptu, służącego jako niezbędny dopalacz do tekstowych dymków, oraz htmlu definiującego tabele. Tekst rozpoczynał się w okolicach dwusetnego wiersza! Na szczęście, bizantyjskość kodu ujęta była w ryzy minimalistycznej prezentacji, która na przestrzeni następnych lat okazała się wytrzymywać próbę czasu i wzmacniać klasyczny charakter “Bloku”.

Kilka lat temu “Blok” zaczął znikać z sieci. Na pierwszy ogień poszły dymki JavaScriptu. Kod przestał działać, alternatywny głos narratora zniknął znad linków. Przeglądarki, zwłaszcza w wersjach przenośnych, przestały też wpierać element “title” na linkach – przejaw lenistwa developerów z Doliny Krzemowej. Jako pełnoprawny element składni html, należy mu się obecność w świecie mobilnego post-webu, dziś jednak należy uciekać się do różnych sztuczek, aby dymek na telefonie komórkowym był w ogóle wyświetlony. Doszło do tego, że “Blok” pełną gębą (z całą paletą głosów) dało się czytać jedynie na starych komputerach, w nieobjętych dotacjami bibliotekach i uniwersyteckich gabinetach. Dziękujmy Allahowi, że to zapewne na takim zakurzonym, zapomnianym pececie czytała “Blok” profesor Seweryna Wysłouch, autorka wzorowego omówienia powieści Shutego; dochodziły jednak wieści, że wielu magistrantów analizowało powieść już w okastrowanej wersji, na dodatek dostępnej tylko i wyłącznie poprzez serwery Internet Archive.

W okolicach 2014 roku “Blok” zniknął na dobre. Losy gdańskiego serwera, na którym zamieścił go ponad 10 lat wcześniej Piotr Czerski zostały przypieczętowane zbyt gwałtownie, by Ha!art zdążył zrobić kopię. Po twardych dyskach Piotra Mareckiego i piszącego te słowa z czasów publikacji nie było już śladu (mój spalił się już w 2003). Zarówno autor jak i wydawcy zmuszeni byli odsyłać zainteresowanych do Internet Archive, gdzie tekst ładuje się wolno, ilustracje pojawiają się w z rzadka, a co trzeci link prowadzi donikąd. Mimo to, globalny non-profitowy serwis archiwizacji Internetu dzielnie służył wszystkim tym, którzy “Blok” czytać chcieli lub musieli. Aż do dziś!

“Blok - reedycja 2019” to owoc kilku wypraw archeologicznych (o cyfrowej archeologii mowa) na wzwyżki strychowe i w głębie piwniczne oraz cierpliwego odpalania porysowanych CD-romów z nadzieją na dotarcie do źródła: kopii zaginionego folderu z powieścią. Szukaliśmy, znaleźliśmy. Całość “Bloku” wraz z oryginalnym tekstem autorskim i instrukcjami, co do kierunków linków i zawartości javaskryptowych pop-upów siedziała sobie spokojnie, niczym mysz, pośród kopii serwera ftp Techstów z czasów poznańskiego icpnetu – ów ftp traktowałem wtedy jako chmurę, na którą wrzucałem wszelkie nie posegregowane, ale wartościowe rzeczy, jak wystylizowane zdjęcia profilowe dziewczyn z czatów na Onecie czy fotki z kursów buddyjskich z lamą Ole. Odnaleziona wersja jest wersją roboczą, nie lustrzanym odbiciem tej, która znalazła się pod domeną blok.art.pl. Łącznie z opisami linków i zawartością dymków jest to 193 strony tekstu, oryginalne nadesłane w dwóch plikach: w jednym znajdował się “Blok” właściwy, czyli tekst 31 mikro narracji, do których dostęp daje spis mieszkańców bloku (84 strony), oraz tekst fabuł pobocznych, opowiadających losy najczęściej tych samych bohaterów, ale w sposób jeszcze bardziej epizodyczny (109 stron). Epizody te, w pliku autorskim posegregowane alfabetycznie, zlinkowane są z trzydziestoma opowieściami sąsiedzkimi na zasadzie asocjacyjnej, a ich lektura jest wybitnie nielinearna. Materiał ten czyta się je jako krótką próbkę, smaczek, po czym link tekstowy zabiera czytelnika z powrotem do jednej z głównych opowieści sąsiedzkich.

Oczywiście, na dotarciu do źródła nie mogło się zakończyć. Wrzucenie całości w sieć w roku 2018 bez żadnych ingerencji byłoby działaniem bezmyślnym, godnym kostycznego archiwisty, który myśli jedynie o przeszłości. Publikacja tego samego tekstu dziś musi oznaczać, że będzie to materiał a) przyjaźnie prezentujący się na smartfonach, b) odporny na starzenie się technologii sieciowych, c) pozbawiony niedociągnięć wersji pierwotnej. Zacznijmy od tych ostatnich, których w “Bloku” AD 2003 nie brakowało. Czytelnicy wypominali nam martwe linki, nie wyświetlające się grafiki. Mówiło się o segmentach ukrytych lub wręcz o sekretnej linii fabuły. Wszystko to sprowadzało się do jednego: “Bloku” w 2003 było mniej niż być powinno. Wydanie obecne ma 213 plików, wydanie oryginalne – 183. Niektóre partie powieści, choć zamieszczone w sieci, nie zostały zlinkowane, inne w ogóle tam nie trafiły. Seweryna Wysłouch pisała na przykład, że do opowieści o Smułce prowadził tylko jeden link ze spisu mieszkańców. Było tak tylko dlatego, że w oryginalnym wydaniu zabrakło połowy sekwencji “R.”, która do Smułki miała prowadzić (rozpoczyna się ona od “Tak, całkowicie zgadzamy się, wycieczki do Oświęcimia mogą być nudne”). Tworząc reedycję od podstaw, porównując wersje zachowane w Internet Archive z kopią roboczego folderu i z autorskimi wskazówkami z 2003 roku, doszedłem – mam nadzieję – do wersji ostatecznej, poszerzonej o 30 plików, w większości tekstowych, ale jeśli wierzyć wersjom z Internet Archive, pierwsza edycja Bloku nie objęła też wszystkich przygotowanych do projektu ilustracji Maciejewskiego!

Wytyczne a) i b) nie są być może ekscytujące, ale zdając raport z reedycji, trzeba o nich wspomnieć. Nowy “Blok” jest lżejszy i szybszy. Tekst właściwy w dawnej wersji rozpoczynał się na 200 linijce, dziś każda ze stron ma w sumie 80 bądź 100 linijek, wliczając tekst! Oddzielenie elementów prezentacji od struktury jeszcze bardziej przyśpiesza ładowanie się stron. Żegnaj Javascripcie – całość wykonana jest tylko w htmlu i cssie. Pliki normalize.css i pojedyncze resety głównego arkusza stylów czynią całość kompatybilną z html5. Dzięki temu wyświetli się ona na wielu platformach dawnych, obecnych i najpewniej przyszłych. Konsekwentnie stosowana semantyka pozwoli też na płynną lekturę osobom niewidomym i niedowidzącym. Nowy “Blok” jest responsywny i skalowany, tekst z nagłówkami i obrazkami czytać można na trzy calowym monitorze bez utraty płynności i z zachowaniem grafiki.

Musiało też dojść do paru kompromisów. Efekty dymków na tekście, a zwłaszcza na elemencie hiperłącza, nie są wspierane przez przeglądarki mobilne. Ich działanie na smartfonach i tabletach zapewnić można na kilka egzotycznych sposobów, z których w tym przypadku – gdy mamy do czynienia z zakłóceniem dotykowego przejścia z linku na nową stronę – najwłaściwszym wydał się element przycisku button. Mniej elegancką stroną tego rozwiązania jest załamywanie się płynnego layoutu stron w momencie, gdy tekst w obrębie linku na przycisku jest dłuższy niż jedna trzecia linijki. Efekt ten jest niewidoczny na tabletach i laptopach, ale na małym ekranie, np. pionowo trzymanym smartfonie, przycisk potrafi się wyodrębnić z reszty tekstu, co sprawia nieco “usterkowe” wrażenie. Aby było tego jak najmniej , niektóre z długich, oryginalnych tytułów linków Shutego zostały skrócone poprzez wydelegowanie części tekstu poza element a href. Z kolei na dużych ekranach płynność layoutu, dzięki której ilustracje Maciejewskiego przy zacieśnieniu widoku przechodzą z prawej strony tekstu na pozycję pomiędzy paragrafami, może się niekiedy odbić niechcianym światłem między paragrafami, jeśli tekst jest krótszy od ilustracji.

Wszystko to nie zmienia podstawowego faktu. Powieść hipertekstowa “Blok” Sławomira Shutego otwiera się na publiczność tak szeroką, jak nigdy dotąd. Dostępna jest na wszelkich możliwych platformach, od kolorowej Nokii z Internetem po ekrany projektorów. Czytać ją można w autobusach, samolotach, w wannie (bez ładowania baterii, proszę!), a nawet pod wodą, jeśli użyjemy plastikowych koszulek na smartfony, które sprzedaje się nurkom i amatorom snorkelingu.

Nowe wydania powinno przetrwać co najmniej 20 lat, do czasów aż wirtualna i augmentacyjna sieć 3.0 rozhuśta się na dobre. Dużo dłużej niż nasze rybie usta na Instagramie i przymilania na Fejsie. Z drugiej strony jednak, jeśli zauważycie w nim jakiekolwiek niedoskonałości warto się odezwać i zgłosić poprawkę. Nie chodzi przecież o to, byśmy na naprawienie nieczynnego linku czekali kolejnych 10 lat. Mimo iż rządzi post-web, to web wciąż jest organizmem żywym, i jakiekolwiek niedociągnięcie redakcja naprawić może w 3 minuty. Niech przygoda z “Blokiem” będzie jedną z atrakcji Nowego Roku – powieść Sławka Shutego zasłużyła sobie na to!

ZOBACZ TAKŻE: rozmowa m.in o reedycji "Bloku" Rozpędzone technologie. Paulina Chorzewska i Mariusz Pisarski w "Małym Formacie"

Pokrewne artykuły
logogram
Strickland, Montfort

Ustawmy kurs na czółno przędz

Dyskusja w glosach o programowaniu kreatywnym

Wizualnie zaprezentowana całość kodu Między Morzem a Rej z komentarzem krytycznym autorów